Nieba wyroki, nasze przyrodzenie
Znać, że nam wierszów miłość w serca wlały.
Gdy wdzięczne składy i pod liczbą pienie
Podobał sobie ludzki rodzaj cały;
Miast gmachy wiejskich sadów, nawiedź cienie
I zbiegaj pola, lasy, góry, skały,
Gdzie; wiosło rzeki, gdzie role pług orze,
Wiersz słychać, wierszem brzmi ziemia i morze.
Gdy Maro w Rzymie ślicznym wierszem słynie,
Piosnka pasterki na wsi ma pochwały,
W swej wiosce sława hołduje dziewczynie,
A na Marona sławę świat jest mały.
Bo choć kastalski zdrój dla wszystkich płynie,
Więcej w nim miasta niźli wsie czerpały.
Lecz czasem prosty wiersz złożony snadnie,
Jak wiersz Marona — wyda się tak ładnie.
Nie tylko ludzie, lecz liczne i gminne
Nie zaszczycone rozumem stworzenia,
Za życie tylko niebu wdzięczność winne,
Mają przyjemne piosnki do wabienia,
Jedne się cieszą, a żalą się inne,
Insze przed śmiercią smutne nucą pienia,
Są, które pary utratę z rozpaczą
Płacząc śpiewają, a śpiewając płaczą.
Ptaszki, mieszkańce powietrzni i leśni,
Gdy ich wiesienna miłość w pola ruszy,
Niezrozumianej lubym wdziękiem pieśni
Radość nam w sercu sprawują i w duszy,
Skowronki, wiosny śpiewacy zbyt wcześni,
Swym głosem łechcą i głaszczą nam uszy,
Pieśni i wiersze ich nie są jak nasze,
Są jednak pieśni i są wiersze ptasze.
Gdy liścia drzewkom swym wieńce uwiły,
Gdy głos wiesienne dalej niosą rosy,
Kiedy skowronek, śpiewaniem swym miły,
Wzbija się szybkim lotem pod niebiosy,
Gdy małych piersi wywierając siły
Czyżyk wynosi i natęża głosy,
Uznasz w śpiewaniu ptasząt wiersza ślady,
Postrzeżesz w pieniu ich liczbę i składy.
Tylko że w głosie różność jest jak w twarzy,
Jeden głos wdziękiem swoim się przymili,
Drugi w nas ogień miłości rozżarzy,
Trzeci nas w smutnej rozweseli chwili,
Płacz w nas pobudzić inszemu się zdarzy,
Żeglarze syren głosem się uśpili.
Piękny głos pójdzie do serca od ucha,
Szpetny przeraża mózg, gdy go kto słucha.
Miłe śpiewanie, śliczny głos słowika,
Wyszły spod liścia kwitnącego gaju,
Gęstwinę lasu swym wdziękiem przenika,
W bliskim obszernie rozlega się kraju,
Pasterz z pasterką W cieniach pastewnika
Głos taki słysząc cieszą się jak w raju,
Lecz gdy im sowa okropnie zanuci,
Pasterz się znudzi, pasterka zasmuci.
Na podziw śliczny wiersz Wirgilijusza,
Któremu chętnie Apollo przygrywa,
Do winnych pochwał mile nas przymusza
I w zachwycenie myśl z sercem porywa,
A zakochana w jego pieniu dusza
W słodyczy mądrych radości opływa.
Lecz zły wiersz prędko sprzykrzy się i znudzi,
Zmęczy słuchacza i rozpędzi ludzi.
Ktokolwiek myśli, że mu się wiersz zdarza,
Niechaj się mierzy wprzód miarą swej piędzi,
Jeśli ujść może za wierszów pisarza,
Czy go nie świerzbi język, chęć nie swędzi,
Czy go słomiany ogień nie rozżarza,
Czy nie tak składa wiersze, jak gawędzi;
Kto sił nie dozna, muza mu przewieszczy,
Że nie zaśpiewa wiersz, ale zawrzeszczy.
Horacyjusza niech taki posłucha,
Co mówi, dając pięknych wierszów wzory;
Wierszopiskiego kto z was nie ma ducha,
Z Minerwą w próżne niech nie wchodzi spory,
Dla niego Pegaz chromy, muza głucha
I mocne będą Parnasu zapory,
Na koniec twierdzi ten wierszopis przedni,
Że nudny bogom i ludziom wiersz średni.
Powiem, co czyni wiersz bez skaz i wady:
Naprzód, myśl piękna i wyborne słowa,
A potem, dobre bez przygany składy,
Przednia, lecz równa i czysta osnowa,
Pienie wydane gładko, bez zawady,
Rzadko myśl cudza, a częściej myśl nowa.
Kto to zachowa, ten z muzami w rzędzie
Po lewej ręce Apollina siędzie.
Początek z końcem, a środek z obiema
Niechaj się łączą i jednoczą składnie,
Niech sporu z sobą i sprzeczki wiersz nie ma,
Jedno z drugiego niechaj idzie ładnie,
Jeśli co ciemnym wierszopis być mniema,
Niech się objaśni lub z dzieła wypadnie,
A jeśli pewnym chce być, że nie zbłądzi,
Dowcipem jego niech rozsądek rządzi.
Niech się zbyt w górę z orłami nie wzbija,
Niech się z żółwiami nie czołga po ziemi,
Niech i upadki, i ulgnienie mija,
Niech z lekka dąży drogami średniemi.
Laur dla mierności Apollo uwija,
Zbytkami gardzi i brzydzi się niemi,
Kto nie leniwy wierszopis ni skory,
Ten bram Parnasu zastanie otwory.
Że wiersz powinien być pięknym obrazem,
Horacyjusza jest to wyrok dawny,
Jakbyś z Hektorem żył i bił się razem,
Tak ci go Homer odmalował sławny,
Tu wojskiem rządzi, tu tnie swym żelazem,
Zda ci się wszędzie widomy i jawny.
Przyznaj, gdy o nim wiersz czytasz w Homerze,
Że cię do boju chęć rycerska bierze.
Jak lubisz żywe w obrazach osoby,
Którym na samej tylko mowie schodzi,
Niechaj do takiej i pory, i doby
Dochodzić twemu wierszowi się godzi,
Niech w nim ożyje ten, co poszedł w groby,
Niech w krwi trojańskiej Agamemnon brodzi,
Niech twój wiersz litość, żal i gniew poruszy,
Martwym osobom niech użyczy duszy.
Staraj się panem być serca słuchacza,
Gdy chcesz, rycerskim niechaj ogniem pała,
Gdy chcesz, niech z żalu i z bólu rozpacza,
Że niewinności zniewaga się stała,
Kiedy chcesz, niechaj łzy z oczu wytłacza,
Słysząc, że zbrodnia cnotę pokonała,
A to miej za cel dzieł twych i roboty,
Byś w sercach zbrodnie burzył, wszczepiał cnoty.
Jedni do serca piszą wiersz przyjemny,
Drudzy wiersz mądry piszą do rozumu,
Pisz do obojga, byleś nie był ciemny,
Byleś uniknął myśli i słów tłumu,
Bo wiersz niejasny zawsze jest nikczemny,
Dobry wiersz płynie czysto i bez szumu,
Pieśń zamęconą zbytnim myśli gminem
Znienawidziły muzy z Apollinem.
Mieść czasem w wierszach twych o bożkach baśnie,
Lecz ich naciskiem nie bądź uszom nudny,
Bo ci w pośrodku pieśni słuchacz zaśnie,
Niezrozumiany słysząc wiersz lub trudny.
Możesz namienić nieczęsto a jaśnie
Bajecznych bogiń czyn, byle nie brudny,
Bo słów nieczystych i bezwstydnych myśli
Uczciwe pióro nigdy nie nakryśli.
Są podobieństwa pod greckim nazwiskiem
Metafor, których wybór wiersze stroi,
Tych skromnie zażyj, nie rzucaj pociskiem,
Niechaj się żadna raz po raz nie dwoi,
Boby Apollo rzekł ci z pośmiewiskiem,
Że wierszopisem być ci nie przystoi.
Wszak nie kupami rosną śliczne kwiatki
Na łonie łąki, rodzącej je matki.
Jeśli igrzyska pisać ci się zdarzy,
Waż wszystkie myśli na rozsądku szali,
Strzeż się nagany, a nawet potwarzy,
Bo rzadko kogo zgraja ludzi chwali;
Wierszopisowie i wielcy, i starzy
W igrzyskach sławę wiersza postradali,
A gdy się śpiewa pieśń przed gminnym ludem,
Nie podoba się wszystkim, chyba cudem.
Tragicznych igrzysk pieśń uczy nas cnoty,
Komiczne pienie z ludzkich wad się śmieje,
To lży pijaństwo, kosterstwo, zaloty,
Tamta rycerskie wysławia nam dzieje,
Obiedwie z czoła wytoczą ci poty,
Chceszli gruntowne mieć sławy nadzieje;
A jeśli praca pochwał ci nie zyska,
Wyśmiany, chyłkiem uciekniesz z igrzyska.
Flaccus igrzyskom prawa postanawia,
Których przestępstwo, że jest wadą, mniema;
Niech w scenie więcej osób nie rozmawia
Jak trzy, lecz można obejść się i dwiema,
W miejscu, w dniu jednym niech się wszystko zjawia:
Pięć aktów — ni mniej, ni więcej niech nie ma.
Ale tym prawom sprzeczna pieśń się zdarza:
Wolter w trzech aktach śpiewał śmierć Cesarza.
Tragiczne w ludnym igrzyska Londynie
Choć nie są według praw Horacyjusza,
Jednak na cały świat chwała ich słynie,
W pięknych dam oczach łzy rzewne porusza,
Myśl w nich jest przednia, gładkość słów w nich płynie.
A wdzięk ich czuje i serce, i dusza,
Nic to, że z dawnych praw scena wykroczy;
Dobra jest, kiedy łzy wyciska z oczy.
Krótko a dobrze pisz w pracy twej pilny,
Bo w długich wierszach często bywa wada,
Zmorze się na dal i znuży koń dzielny,
Długim zemdlony biegiem jeleń pada.
I ty ochrypniesz, choćbyś miał głos silny,
W długim śpiewaniu pieśń twa wdzięk postrada,
Wierszopis cudem jest widzianym rzadko,
Który wiersz śpiewa i długo, i gładko.
Nie wysilaj się w pieśni twej początku,
Bo zaczniesz pięknie, a skończysz opacznie,
I pewnie na dal nie stanie ci wątku,
Pieśń ci nie pójdzie tak, jako się zacznie,
A wiersz twój w ciemnym podłej ławki kątku
Mysz głodna będzie gryźć i zjadać smacznie
Albo, zatknięty w dziury jakiej cieśni,
Szpetnie gnić będzie w wilgoci i w pleśni.
Pięknie się wznieca i świeci się jaśnie
Ogień, gdy wyda wprzód dym niż płomienie,
Gdy zaś wprzód płomień niż dym wyda, gaśnie,
A czarne dymu zatłumią go cienie.
Uczy nas Flaccus, że też taki właśnie,
Jak ogień, przymiot mają wiersz i pienie,
Kiedy duch jego ogień w nas rozdmuchnie,
Wprzód się dym wyda, niż płomień wybuchnie.
Flaccus zachwala wiersz zrazu przyciemny
Jak dym, przydać mu potem ognia radzi,
Tak będzie sercu i uszom przyjemny,
Tak się w nim pienie zrównia i wygładzi,
Tak wszystkich części będzie wdzięk wzajemny,
Początek, środek z końcem się nie zwadzi,
Lecz gdy z początku siły kto wycieńczy,
Mdłego na końcu Parnas nie uwieńczy.
Strzeż się wiersz pisać pyszny i nadęty,
Chędogą skromność zachowaj w twej pieśni,
Apollo bogactw obłudnych ponęty
Nie cierpi, niechaj o niej ci się nie śni,
Nie drogie, czyste tylko znajdziesz sprzęty
W miłej Parnasu wysokiego cieśni,
Ubogie były stroje w wieku złotym,
Zbytek w żelaznych wiekach nastał po tym.
Nikogo wierszem twym nigdy nie utnij,
Nie żółć, lecz wdzięczną słodycz miej w języku,
Swar tłumi wdzięki Apollina lutni,
Boją się muzy hałasu i krzyku,
Spokojny Parnas nie polubił kłótni,
Odesłał wojny Marsowi do szyku,
Przyjemnie skłania i mile nas nęci
Wiersz do miłości, a nie do niechęci.
Pięknie się w nowe słowa wiersz ustroi,
Ubrany niby w szaty nowomodne.
Szczęśliwy, jeśli zwyczaj je przyswoi,
Jeśli je przyjmą ludu głosy zgodne,
Słów jednak obcych strój mu nie przystoi,
Milsze ojczyste są niźli wyrodne,
Lecz wszystkie ujdą, którym się poszczęści,
W uszach dam świata najpiękniejszej części.
Dzień pisz, a trzy dni poprawiaj, wszak sława
Godna jest, żebyś dla niej spocił czoło,
Myśl, że Apollo czyta ci swe prawa,
Myśl, że cię muzy otaczają wkoło,
Myśl, że ci w oczach nieśmiertelność stawa,
Dla jej nadgrody trudy znoś wesoło,
Żebyś miał w zysku prac laurowe wieńce,
Nie szpetne hańby i wstydu rumieńce.
Jeżeli wiersze idą ci oporem,
Wytchnij, a czekaj pomyślniejszej chwili,
Muza, jak dama, raz gniewnym pozorem
Zmartwi, drugi raz wdzięcznie się przymili,
Czytaj tymczasem wiersz godny być wzorem,
Może być, że cię swą mocą zasili,
Jeśli zaś dusza twa nie wierszopiska,
Porzuć wiersz, nimbyś miał pójść w pośmiewiska.
Przyznasz, piękna Amato, że wiejskie zabawy
Nudne są po rozrywkach wspaniałej Warszawy.
Tam w niezliczonym wielkich panów i dam gminie
Wesołością skrócony dzień jak moment minie.
Muzyka, tańce, maski, gra i posiedzenia
Światłem gaszą południe wśród nocnego cienia.
Tam po ulicach złotem lśniące się pojazdy
Lustrem w oczy bijącym błyszczą się jak gwiazdy,
A pyszno strojne cugi w szor srebrem bogaty
Stangret zacina, w drogie ubrany szkarłaty.
W pałacach cudnym kunsztem ozdobne pokoje,
Pyszne ceną zamorskich marmurów podwoje,
Ściany żywych obrazów sukienką odziane,
Na stolikach kobierce, złotem ślicznie tkane,
Lustry, które aż chyba nad świtaniem gasły —
Są widoki, co oczy me w Warszawie pasły.